Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wspominam tych dawno pomarłych ludzi i chciałbym ich jeszcze raz widzieć tak, jak ich widywałem wtedy. Każdy z nich miał swój własny świat, a w świecie tym swoją tajemniczą pracę. Każde rzemiosło było światem osobnym, zbudowanym z innej materji i mającym swoje własne obrzędy.
Niedziela była dniem dziwnym, bo wtedy ludzie nie nosili fartuchów i nie mieli odwiniętych rękawów, ale ubierali się w czarne ubrania i wszyscy byli do siebie podobni. Wydawali mi się obcymi i niezwykłymi. Czasem ojczulek posyłał mnie z dzbankiem po piwo. Podczas gdy szynkarz napełniał omglony dzbanek pieniącem się piwem, spoglądałem nieśmiało w kąt gospody. Siedzieli tam przy stole rzeźnik, piekarz, fryzjer, czasem i żandarm, gruby, z rozpiętym na szyi kołnierzem; jego karabin stał oparty o ścianę, a wszyscy rozmawiali głośno i hałaśliwie. Wydawało się dziwnem widzieć tych ludzi poza ich warsztatami i sklepami; było to chyba trochę niestosowne i nieporządne. Dzisiaj rzekłbym, że mnie to mieszało i niepokoiło, gdy patrzyłem, jak ich oddzielone od siebie światy przenikały się wzajemnie. I może dlatego tak hałasowali, że naruszali jakiś porządek.
Każdy z nich miał swój własny świat, świat swego rzemiosła. Niektórzy spośród nich byli tabu, jak pan Marcinek, jak warjat miasteczkowy, który po-