Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pan Marcinek spojrzy na niego pięknie i przyjaźnie.
Bywają także wyprawy w świat ludzi dużych. Mamusia powie naprzykład: — Idź chłopczyku do piekarza i przynieś chleba. — Piekarz to gruby pan, cały osypany mąką. Czasem z izby sklepowej widać go przez szklane drzwi, biegającego dokoła dzieży i mieszającego ciasto kopyścią. Ktoby to był powiedział, taki duży, gruby człowiek, a lata dokoła dzieży, aż mu pantofle klaszczą po piętach.
Niby świętość jakąś niesie chłopczyk do domu bochen chleba, jeszcze ciepły, zanurzając bose łapki w ciepłym kurzu drogi, i z zachwytem wdycha złocisty zapach bochenka. Albo też idzie się do rzeźnika po mięso. Na hakach wiszą straszne, krwawe kawały mięsa, rzeźnik i rzeźniczka mają policzki błyszczące, rozcinają szerokim toporem różowe kości i pac! — rzucają mięso na wagę. Aż strach, że mogą sobie obciąć palce!
A znowu u sklepikarza jest całkiem inaczej: tupachnie imbier, piernik i dużo innych rzeczy, pani kupcowa mówi cicho i delikatnie, a korzenie waży malutkiemi odważnikami. Za drogę dostaje się od niej dwa włoskie orzechy, z których jeden bywa robaczywy i zeschnięty, ale to nic nie szkodzi, dość że się ma dwie skorupy. Jeśli orzech nie zdał się na nic innego, to można skorupę stłuc, i bywa taki huk, jakbyś strzelał.