Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na czele idzie ministrant w komży z krzyżem, następnie kroczą muzykanci z błyszczącemi trąbkami, klarnetami i najpiękniejszym ze wszystkiego — helikonem. Potem idzie proboszcz w białej komży z kwadracikiem biretu na głowie, wreszcie trumna niesiona przez sześciu mężczyzn, czarny orszak, a wszyscy poważni, uroczyści i jacyś podobni do kukieł. A nad tem wszystkiem wysoko płynie łopot marsza żałobnego, krzyk waltorni, kwilenie klarnetu i głębokie narzekanie puzonów. Przepełniało to całą ulicę i całe miasteczko i sklepiało się aż pod niebiosami. Wszyscy, odkładając pracę, wychodzili przed dom, aby z głową pochyloną oddać cześć człowiekowi, który odchodzi. Kto to umarł? Czy to król jaki, czy bohater, że niosą go tak wysoko i uroczyście? Nie, to krupiarz, Panie świeć nad jego duszą. Porządny był człowiek i sprawiedliwy, ale lata swoje też już miał. Albo też był to kołodziej czy kuśnierz. Dokończyli oto dzieło swoje, a to jest ostatnia ich wędrówka.
Ja, głupi smyczek, byłbym chciał być ministrantem, idącym na czele orszaku, albo jeszcze lepiej odrazu tym, co go niosą w trumnie. Taka to przecie sława, jakby nieśli jakiego króla. Cały świat z pochyloną głową oddaje cześć triumfowi porządnego człowieka i sąsiada, dzwony głoszą jego chwałę, a waltornia zawodzi zwycięsko. Chce się paść na