Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zgroza ogarnia człowieka na samą myśl o całej przypadkowości naszego życia. Mogły się spotkać z sobą dwa inne spośród miljonów zarodków i powstałby całkiem inny człowiek. Wówczas istniałbym nie ja, ale jakiś nieznany brat, i Bóg raczy wiedzieć, jaki dziwny mógł być z niego chłop. Mógł się urodzić jeden z tysięcy albo miljonów możliwych braciszków. Ostatecznie nie kto inny, jeno ja, wyciągnąłem los istnienia, im zaś życie pokazało figę z makiem. Cóż robić? Nie mogliśmy urodzić się wszyscy.
Można jeszcze pomyśleć, że ta wielość możliwości losowych, jaka tkwi w każdym z nas, jest właśnie tłumem możliwych i niezrodzonych braci. Może jeden z nich byłby się stał stolarzem, a drugi bohaterem? Jeden byłby osiągnął bardzo wiele, drugi natomiast byłby żył jako żebrak u bram świątynnych. I były to nietylko moje, lecz i ich możliwości. Być może, że to, co poprostu brałem jako życie swoje, było życiem naszem. To jest życiem nas wszystkich, którzy już dawno żyliśmy i poumieraliśmy, i nas, którzy się wogóle nie urodziliśmy, lecz jedynie urodzić się mogliśmy.
Miły Boże, co za straszliwe wyobrażenie! Straszliwe i piękne zarazem. Ten bieg życia, który znam tak dobrze i napamięć, nagle zaczyna przedstawiać mi się całkiem inaczej i wydaje mi się ogromnie wielkim i tajemniczym. To byłem nie ja, to byliśmy