Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wogóle nie było w tem nic osobliwego. Powiedziałem sobie jedynie, że coś takiego należałoby robić i zaraz też robić to zacząłem, jakby się wszystko rozumiało samo przez się. Co więcej, nawet było mi potrosze wstyd, że do czegoś podobnego nie zabrałem się wcześniej. Widziałem przecie, że ci inni, ci zacni kumowie konduktorzy i palacze, nie mogli się poprostu doczekać, żeby zacząć robić coś takiego.
Na przykład taki brekowy, ojciec pięciorga dzieci, rzekł ogromnie prosto: — Niech pan zawiadowca będzie spokojny, ja to załatwię. — I on także mógł zostać powieszony, i dobrze o tem wiedział. Nawet już żadnemu z naszych nie potrzebowałem nic mówić; przychodzili sami, chociaż niektórych spośród nich nawet nie znałem. — Amunicję pchają do Włoch, panie zawiadowco, tam się coś szykuje. — I tyle. Teraz widzę, jakie to było nieostrożne, z ich strony i z mojej, ale takich rzeczy nie brało się wtedy pod uwagę. Nazywam to bohaterstwem, ponieważ ci ludzie byli bohaterami. Ja nie byłem od nich lepszy i co najwyżej wnosiłem do tej sprawy trochę organizacji.
Blokowaliśmy wszystkie stacje, które dało się zablokować. Oczywiście, także stację starszego pana. Zdarzyło mu się nieszczęście i starszy pan dostał od tego pomieszania i umarł. Wiedziałem, oczywiście, że ja mu to zrobiłem, a chociaż szczerze go lubiłem,