Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w owej chwili było mi wszystko jedno. To, co nazywamy bohaterstwem, nie jest bynajmniej jakiemś wielkiem uczuciem, zapałem, czy entuzjazmem; jest to raczej oczywisty i niemal ślepy przymus, jakiś strasznie objektywny stan: bodziec taki i bodziec owaki, a potem idzie się na całego i basta. Nawet wolą nazwać tego nie można. Ciągnie to człeka wielką siłą i nie zostawia czasu na rozmyślania. A żonie ani słowa, bo takie rzeczy nie dla kobiet. A więc to wszystko jest zgoła proste i nie potrzebowałbym wracać do tego, ale chodzi o to w jaki sposób wiąże się to z innem i mojemi żywotami.
Ten idyliczny pan zawiadowca, nie, to nie był żaden bohater, a już zgoła żadnego nie odczuwał pociągu do kierowania sabotażem na swoich ukochanych kolejach. Oczywiście, idyliczny pan zawiadowca w owym czasie prawie nie istniał, bo jego wzorową stację zapity kapitan przemienił w jakiś przybytek warjatów. Dla sumiennego pana zawiadowcy poprostu już nie było miejsca na świecie. A co do tego z mocnemi łokciami... Był ostrożny i nie byłby tyle ryzykował, a najpierw byłby się pytał, co mu z tego przyjdzie. Mogło się przecie skończyć fatalnie: chwilami zdawało się nawet, że najjaśniejszy pan wojnę wygra. Pozatem w sprawach takich nie można myśleć o sobie, bo jak tylko zacznie się człek zastanawiać, serce spadnie mu w pięty i koniec.