Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kłamstwo!
Zaraz, zaraz! Zgódźmy się z sobą, że w ministerstwie byłeś bądź co bądź grubą rybą. Dość było zachmurzyć się, a biednym dziewczynom zaczynały dygotać kolana. Można było przecie zawołać taką panienkę i powiedzieć jej że tu, proszę pani, pełno błędów, nie jestem z pani zadowolony. Czy ja wiem, może powinienem zaproponować, żeby panią zwolniono. I tam dalej. Ze wszystkiemi pokolei można było powtórzyć to samo. A do tego mieć jeszcze te ogromne miljony, które są tak blisko! Cóż, w takich czasach, jak obecne ma do wyboru taka dziewczyna, czego nie zrobi za tę pensyjkę i parę szmatek jedwabnych! Są młode, są zależne — — —
Czy zrobiłem coś podobnego?
Skądże znowu! Tyle tylko, żeś im czasem napędzał strachu. Nie jestem z pani pracy zadowolony i tam dalej. Ileż razy rozdygotały im się kolana, ileż razy zwracały ku tobie oczy z prośbą o zmiłowanie! Dość było pogłaskać dziewczynę delikatnie i zrobione. Ale to była tylko jedna z możliwości, którą sybarytyczny dziadek lubił się pobawić. Było przecie tych biuralistek tyle, że nawet ich człek nie liczył. Jak już, to już, brać wszystkie pokolei. Wziąć sobie gdzieś na peryferji pokoik, potrosze obrzydliwy i niebardzo czysty. Albo, gdyby tak można, mieć drewniany baraczek, rozżarzony w słońcu i śmierdzący jak