Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gą, a oszalejesz, unicestwisz się, umrzesz. Więc baczność, uciekaj, człowiecze, z tego ognia, który cię trawi! Był najwyższy czas: po paru miesiącach wytrysnęło z ciebie czerwone i trzeba było dużych starań, żeby się naddarte zagoiło. A potem wypadło trzymać się obiema rękami tego statecznego, solidnego, prawidłowego życia, które nie strawia człowieka. Chodziło o to, żeby wybierać już jedynie to, co dla życia jest potrzebne i nie zwracać uwagi na to, co jeszcze jest pozatem, albowiem w tem wszystkiem jest także śmierć; była ona w tobie śród tych strasznych i niebezpiecznych rzeczy, którym dawałeś imiona.
Tak, teraz przymykamy wieko, żeby się tam to nie mogło wydostać na świat, wszystko już jedno, czy to będzie życie, czy śmierć. Zamknięte, przepadłe, nieistniejące. Trzeba ci przyznać, że pozbyłeś się tego gruntownie i słusznie machnąłeś na wszystko ręką. Głupstwo! Co znowu za palmy! To są rzeczy niegodne dojrzałego i pracowitego męża.
A teraz kręcisz głową i powtarzasz sobie: — Ktoby to był powiedział! Może te wiersze nie były znowu takie kiepskie i wogóle nie były głupstwem. Mógłbyś może cieszyć się z nich i nawet pysznić się potrosze: — Nawet wiersze się pisywało i to nienajgorsze! Tymczasem, co za żałość! Nawet ten przekorny głos nie odzywa się teraz, bo widocznie wiersze te nie mieszczą się w całym moim kramie. Według