Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dał na mnie psiemi oczami. — Nie wiem, czy wyraziłem się dość jasno... mistrzu — jąkał się i czerwienił. Ale ja zaczerwieniłem się jeszcze bardziej, wstydziłem się niewymownie i mrugałem na niego oczami niezawodnie wystraszonemi.
— Ale, przecie — plotłem zmieszany — te wiersze były kiepskie i dlatego dałem poezji spokój. I wogóle...
Zakręcił głową. — Nie, proszę pana — rzekł i ani na chwilę nie spuszczał mnie z oczu. — Te rzeczy mają się inaczej. Pan musiał — — — pan musiał dać spokój. Gdyby pan był tworzył dalej, byłoby trzeba rozbić formę, rozwalić ją — — — Ja tak żywo odczuwam to wszystko — odetchnął z uczuciem ulgi, bowiem ludziom młodym o tyle łatwiej bywa mówić o sobie! — Dla mnie było to ogromne wzruszenie te osiem utworów. Powiedziałem wtedy swojej dziewczynie — — — zresztą to obojętne — mruczał zażenowany i obiema dłońmi wjechał sobie we włosy. — Ja sam nie jestem poetą, ale... umiem to sobie wyobrazić. Takie poematy może napisać tylko człowiek młody i... tylko raz w życiu. Gdyby pisywał dalej, sprzeczności musiałyby się w jakiś sposób wyrównać. I to jest właśnie najstraszliwsze przeznaczenie poety: raz jeden wyrazić się tak straszliwie mocno, z takim nadmiarem siły i koniec. Właści-