Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczył na mnie oczy pełne zachwytu. — Pan przecie pamięta, jak jest dalej!
Dotknęły mnie te słowa niemal boleśnie, niby jakieś niemiłe wspomnienie. — No, widzi pan — mruczałem. — Jak żyję, nigdy nie widziałem palm kokosowych. Co za brednie!
Był niemal oburzony. — Przecież to wszystko jedno — mówił, zacinając się — czy pan palmy widział, czy nie. Ma pan zgoła błędne wyobrażenia o poezji!
— I wogóle jak mogą — powiadam — w jakichś tam palmach warczeć bębenki?
Uczuł się do żywego dotknięty moją niepojętnością. — To przecie orzechy kokosowe! — wybuchnął poirytowany, jak ktoś, kogoś zmuszają do objaśniania rzeczy jasnych. — To obraz wiatru, orzechy chrzęszczą w tym wietrze. Gdy w palmach kokosowych zawarczą bębenki — — — Nie słyszy pan tego? Najprzód te trzy spółgłoski gardłowe: g, k, k, to właśnie pojedyńcze zderzenia, a potem wszystko spływa muzycznie w przeciągłe warrrczenie bębennnków. Zresztą są tam przypadkiem daleko piękniejsze wiersze.
Umilkł i poirytowany odrzucił grzywę wtył. Wyglądał tak, jakby w tych wierszach bronił swego osobistego i najcenniejszego mienia. Ale po chwili udobruchał się znowu i wybaczył mi wszyst-