Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mknącą derabą — tak huculi zwą tratwę — unoszącą serdecznych towarzyszów; nim echo salwy pożegnalnej skonało w górach dalekich, już znikli mi oni z oczu za najbliższym, skalistym zakrętem górskiej rzeki.
Choć tratwy już nie widziałem, jednak stałem na brzegu zadumany, wpatrzony w ów załom skały, który mi zakrył widok odpływających kolegów; w tej chwili żal mi się za nimi zrobiło, uczułem się sam jeden wśród dzikiej przyrody i wśród dzikszych jeszcze mieszkańców. Przez mgnienie oka wydało mi się, że czuję w sobie gniew na siebie samego, za to, iż nie usłuchałem rady Tadeusza. Nie długo to jednak trwało, wnet podniosłem głowę, odetchnąłem cudownem górskiem powietrzem i wpatrzyłem się w malowniczy krajobraz, otaczający mnie ze wszech stron.
Słońce sierpniowe w całej swej potędze i wspaniałości wyszło już było z poza lesistych szczytów prawego brzegu i oświecało sterczące na węgierskiej granicy szczyty. Promienie słoneczne ślizgały się i łamały po szarym, mchem porosłym Pop-Iwanie; skalisty zaś i poszarpany Smotreż, zwykłą swą biało-szarą barwę zmienił w różową i płonął coraz jaskawiej, niby gór pochodnia, niby jakiś olbrzymi, bajeczny stos ofiarny. Zapatrzony w te piękności, nie ruszałem się z miejsca; z zadumy tej wyrwał mnie głos Mykoły, strzelca-hucuła, którego przyjąłem na cały czas mego pobytu w górach.
— Co teraz robić będziemy? — zapytał, uśmiechając się poufale, — Czy zaraz udamy się w gościnę do leśniczego?
— Tak! — odrzekłem mu lakonicznie, nie mogąc oczu oderwać od wspaniałego widoku.
— Jeżeli tak — mówił uparty hucuł — to siadajmy na konie i jedźmy, po co mamy najętym pod tertiło[1] ludziom płacić za drugą dobę. Jedźmy panie! jedźmy!

Milcząc, usłuchałem rady przezornego Mykoły; wsiadłem na twardą, drewnianą terlicę i ruszyłem z miejsca, przedemną

  1. tertiło = pakunek podróżny.