Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łosie, lwy, tygrysy, hipopotamy i krokodyle się gnieździły, gdyby można je przepiórczym śrótem zabijać, to jeszcze nie zwabilibyście mnie drugi raz na podobną wyprawę. Djabli mi nadali was posłuchać, anachoretą nie myślę być, w ten bierny sposób nie mam zamiaru do nieba się przekradać. No bądź zdrów bazgraczu! — i pierwszy wyciągnął rękę na pożegnanie.
Jeden po drugim ściskali się ze mną, strzelcy ich żegnali mnie ukłonami. Przystrojone tratwy pod ich ciężarem stopniowo, coraz głębiej zanurzały się w wodę, tak, że pnie świerkowe zamoczyły się w całości, sucho było tylko na pomostach z desek, przeznaczonych dla ludzi i pakunków. Wszyscy już weszli na tratwę: stary hucuł, bosy, w otwartej na piersiach a dziegciem zlanej koszuli, stał z podniesioną siekierą w ręku i czekał tylko sygnału, ażeby odciąć wiązkę cienkich gałęzi, za pomocą której tratwa była przytwierdzona do kamienistego brzegu.
— Czekaj! — krzyknął kiermaniczowi w ucho Tadeusz, a później zwracając się do mnie, mówił:
— Nie bądźże cudakiem! Nie udawaj Słowackiego! Górskiego, szwajcarskiego poematu nie napiszesz, a nabawisz się kataru żołądka na tutejszym psim wikcie, każ znosić pakunki i płyń z nami, mamy jeszcze parę butelek czerwonego wina. No, nie dziwacz, chodź prędzej!
Przeczącym ruchem głowy dałem mu znak, że nie zgadzam się na jego propozycye.
— Pal cię djabli! — zawołał gniewnie i dał znak hucułowi.
Ostra siekiera błysnęła w powietrzu, wiązka gałęzi rozcięta na pól uwolniła tratwę, która drżąc i wstrząsając się jak ryba, odbiła od brzegu i wnet z szybkością strzały pomknęła środkiem wezbranego strumienia. Na pożegnanie huknęła salwa ze strzelb, odpływający i my pozostali na brzegu strzeliliśmy równocześnie, a echo górskie, pochwyciwszy huk wy strzałów, podawało go sobie od góry do góry, od złomu do złomu, od przepaści do szczeliny. Zadumany patrzyłem za