Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pierwszy tego roku, ale dobry — mówił z zapałem i rozkoszą Tatar — patrz, wyższy przodem od Aladyna; no, ale dał nam hartu, i psami i nami wymotał do syta.
Byłem już obok niego, osadziłem konia na miejscu i zsiadłem; chodziłem, przeprowadzając powoli zziajaną, pianą okrytą, bokami robiącą moją ulubioną, kasztanowatą »Lolindę« wkoło grupy złożonej z uszczutego wilka, Tatara, karego tekińskiego konia i zgrai skomlących chartów.
— Przeprowadź trochę konia — ozwałem się do tryumfującego towarzysza — zmachany okrutnie, gotów się ochwacić.
— Nic mu nie będzie! — odparł — znam go, to nie wasze angliki; od brata mam go w podarunku, a naszym biegunom pięć werst choćby najszybszego biegu nie zaszkodzi. Na jego ojcu, gdym do brata czasami przyjeżdżał, po dziesięć i więcej werst za stepową antylopą na równinach Amu-Daryi ganiałem, nie, jemu nic się nie stanie. Prawda? Kosiu mój drogi — i pocałował go w czoło potem okryte.
— Cóż my jednak tu sami dalej robić będziemy? przerwałem Enemukowi — naszych ludzi ani śladu, sami nie wiemy gdzie jesteśmy, a tu za kwadrans najdalej słońce zajdzie.
— Także zachciałeś — odpowiedział — krew, krew, ani jednego konia tam niema, który mógłby z naszemi zajść, dzieli jednak kierunek, w którym pojechaliśmy, to nas znajdą; uf! jak gorąco — dodał, rozpinając mundur — co za upał, choć już wieczór.
— A choć znajdą! podchwyciłem poprzednią kwestyę, jakby naprzekór i w rzeczy samej byłem rozdrażniony i nie kontent z przyczyny, że moje charty mydło zjadły — a choć znajdą, to co nam poradzą? noc za pasem, step wkoło głuchy, pewno na werst kilkanaście wkoło niema żadnej osady?
— Ho! ho! od kiedyż to tak zbabiałeś — przerwał śmiejąc się wesoło Enemuk-Hen — wielkie nieszczęście, jakby nam przyszło w czystym stepie przenocować; nie bój się zresztą, Dżordżi lada chwila nadjedzie, on tu zna każdą miedzę, wyszuka nam odpowiedni nocleg.