Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przed oczyma rozbujałej wyobraźni widziadła jakieś snuć się zaczynały. O! widzę w tej chwili, widzę wyraźnie, jak brama twierdzy otwiera się zwolna, słyszę zgrzyt wrzeciądzów i skrzyp zawiasów, i poczt zbrojny, pancerny, błyszczący w miesięcznem świetle, cicho, milcząco wyjeżdża, tylko dźwięk podkowy, tylko chrzęst mieczy i pancerzy ucho ułowić zdoła — na wycieczkę jadą, na ciążką, kresową służbę.
To znowu z murów i parapetów dymy białe unoszą się, huk dział słyszę; hałas szturmu, wrzawa i tumult straszliwy; nieprzyjaciel napróżno na mury się wdziera, białe turbany w przepaść lecą, dzielną dłonią spychane.
Mgła, z koryta rzeki podnosząca się, przysłoniła lekko cudowny widok, złorzeczyłem jej.
Wtem uczułem na ramieniu delikatne dotknięcie ręki.
— O czem myślisz? — przemówił nieśmiało Rokitin — jeszcze coś miałem ci powiedzieć.
— Co? — zapytałem bezwiednie prawie i zwróciłem się ku niemu.
I ujrzałem znowu, jak po przeciwnej stronie, na ciemnoszafirowem, blademi gwiazdkami obsypanem tle firmamentu, śmiało w niebo strzelał, jak obelisk ponad masą murów wznosił się — minaret katedralnego kościoła, a na jego szczycie Bogarodzica depcząca półksiężyc, dumną dłonią tam ongiś zatknięty. I znowu zapomniałem o moim towarzyszu.
— Miałem ci jeszcze coś powiedzieć — mówił niepewnym głosem.
— Co? — odparłem prawie opryskliwie, rozdrażniony tem, że mi myśli moje przerywa.
— Wiesz, ta druga, kobieta — mówił, jąkając się — ta, o której ci mówiłem, Zofia Iwanówna, ona mnie zgubi, od żydów, których wysiedlić kazano, pieniądze bierze, i mnie do pozostawiania ich w mieście, do nadużyć w mojej służbie doprowadza.
— To ją wypędź! — odparłem ostrym tonem i znowu w dół na twierdzę spojrzałem.