Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do teatru, lubując się fałszywemi tonami, lub też rozsypana grupami pomiędzy drzewa, rozkoszowała się świeżem powietrzem i jasnem księżycowem światłem.
Zaciasno nam i tu było. Ludzie i ludzie wokoło, a on widocznie nie pragnął ich dziś widzieć; szedł ciągle naprzód, ja opaźniając się trochę, za nim. Schodziliśmy wązkiemi, dość stromo w dół spuszczającemi się ścieżynami, na niższą terasę Witowego ogrodu.
Balsamiczna woń kwiatu akacyowego przepełniała atmosferę. Przeciskające się pomiędzy bujne liście rozwiniętych już drzew promienie księżycowe, czarodziejskim urokiem okalały tę oazę roślinności, wtłoczoną pomiędzy masę murów ściśniętego miasta.
Doszliśmy do skraju, końca ogrodu. Olbrzymie ponure mury przedwiekowych bastyonów, drogę ku dalej otwierającej się stoczystości — przepaści tamują, przez parapet tylko wązki drewnianemi sztachetami przegrodzony, można było w dół po za mury, w koryto Smotrycza spojrzeć.
Stanęliśmy tuż obok siebie, dotykając się prawie, w wązkim parapecie, i zapomniałem odrazu o wszystkiem, o całym otaczającym mnie świecie, o stojącym obok mnie Rokitinie, o jego smutkach. Czar jakiś nieokreślony przykuł całą moją istotę do cudownego widoku, który przedemną się otworzył.
Fantastyczne kontury starożytnej twierdzy drgały w srebrzystych promieniach, muskających szare, ponure mury, a od masy tej poważnej niby odblask bił, niby jakieś drobne, mikroskopijne światełka fosforyczne pełzały po niej, a tych światełek coraz więcej, skier tych tysiące, miliony. Po za twierdzą, na zachodniej stronie widnokręgu, paliła się purpurowa łuna świadek niedawno skrytego po za Dłużyckim lasem słońca.
Widok ten, niezwykły stan w mej duszy wywołał. Uczucia smutku i radości mięszały się razem, wspomnienia się cisnęły, nadzieja jakaś nieokreślona rodziła. Stałem wpatrzony, oniemiały, skamieniały, — cały świat w tej chwili był dla mnie obojętnym.