Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Napróżno Józefowa starała się wydobyć mnie z za szafy, ażebym coś zjadł z obiadu; nie chciałem, zdawało mi się, że już od teraz rozpocząłem owe męczeństwo.
Przesiedziałem tak do zmierzchu. Przed wieczorem słyszałem przez odchylone drzwi, jak ojciec opowiadał »stanowemu« i dwom oficerom, którzy przyszli odwiedzić go, o scenie z popem; panowie ci śmiali się wesoło i oświadczyli, że pragną mnie zobaczyć, pomimo jednak najczulszych próśb Józefowej, nie dałem się wywabić z mej fortecy. Wkrótce później usłyszałem, że ojciec z gośćmi, rozmawiając najswobodniej w świecie, wyszli na winta do sędziego śledczego. W kilka minut później wylazłem z za szafy.
Cicho i ostrożnie wymknąłem się na ulicę i drżąc z zimna i brodząc po topniejącym śniegu i bajorach błota, pobiegłem do domku, w którym mieszkał ksiądz wikary. Sam nie wiedziałem dobrze, po co właściwie idę do niego? Dziwne rozdrażnienie i rozstrój opanował mnie całego i w tym stanie podrażnienia wyobrażałem sobie, że ksiądz mi da jakowąś pomoc lub przynajmniej pociechę.
Gdy wszedłem przez wąską furtkę do małego ogródka, ujrzałem przez oświetlone okna starego księdza, zatopionego w czytaniu jakiejś staroświeckiej, dużej książki. Pospiesznie prześliznąłem się przez ogródek i wszedłem do środka. Ksiądz podniósł oczy od kart księgi i popatrzył na mnie z nietajonem zdziwieniem; po jego wzroku odgadłem, że mnie nie poznawał. W kilku słowach mu przypomniałem, kim jestem.
— W czemże ci dziecię mogę być pomocnym? — zapytał, przystępując bliżej.
Opowiedziałem mu dzisiejsze zdarzenie.
Staruszek zadumał się głęboko; widziałem, że moja prosta opowieść żywo go zajęła; milcząc począł chodzić wielkiemi krokami po izbie, wreszcie zatrzymał się znowu przedemną i rzekł:
— Pomódz ci dziecię nie mogę!
Na te słowa wybuchnąłem płaczem i bezładnie, gwałtownie zacząłem mówić: iż pod żadnym warunkiem u popa