Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szkodzić, chłopak napije się wina, zakąsi »proskurką« i koniec, spowiedzią nie myślę go męczyć. Ręka rękę myje; hi! hi! hi! — śmiał się ohydnie.
— Widzisz popie, jak z tej beczki gadasz, to prędko się zrozumiemy; chciałem dziecko uchronić od świętokradztwa, jak to wasze biblie zowią, ale jeżeli gwałtem tego pragniesz, to mniejsza z tem.
— Chłopcze — rzekł ojciec, zwracając się ku mnie — za dwa tygodnie pójdziesz do cerkwi spowiadać się u ojca Kalinika.
— Nie pójdę! — zawołałem na to stanowczo i poczułem po raz pierwszy w życiu ów straszliwy ból, sam nie wiem, czy duszy czy ciała, ów ból, który zda się, że rwie i szarpie nerwy jeden po drugim, druzgocze samowiedzę, gasi duszę. — Nie pójdę! — krzyknąłem z całej siły i strętwiałem całem ciałem, tak, że musiałem się oprzeć o ścianę, bo inaczej byłbym upadł na podłogę.
— Hi! hi! hi! — zaśmiał się pop ironicznie. — Jaki mi męczennik, chcesz być polskim świętym. Ty paniczu, wnuk russkiego jenerała. Tobie nic nie będzie, nie! Ale panowie księdzy, doktor, Józefowa, wszyscy, wszyscy, którzy cię do tej pogańskiej bożnicy wodzili, pójdą sobie na Sybir w palce dmuchać. No jeszcze i papaszę zapytają się, jak synka wychował. A co rycerzu? co?
Słowa te zgnębiły mnie do reszty, umknąłem z pokoju i schowałem się za szafę spiżarnianą w izdebce Józefowej. Rozpaczliwe myśli snuły się gęstemi kłębami po zbolałym mózgu. Chciałem doczekać się nocy i uciekać gdzieś w świat daleki, hen w nieskończoność, byle tylko tam nie było popów i zielonych cerkwi. Chwilami jeszcze rozpaczliwsze zamiary mnie opanowywały; przedstawiałem sobie, że pobiegnę do znanego mi głębokiego miejsca w naszej rzece, tam przed młynem i wskoczę w wodę, że później wydobędą mnie z wody i białego, sztywnego, umarłego położą na wysokim katafalku, na środku nawy kościelnej, a księża i lud cały będzie się modlił i sławił mnie jako — męczennika.