Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeszył powietrze, oślepiając mnie na mgnienie oka. Gdym siłę wzroku odzyskał, ujrzałem już drugiego, drgającego w konwulsyach przedśmiertnych. Rozpacz jakaś bezwiedna chwyciła mnie za serce, wpiłem drobne swe ręce w ogrodzenie ogródka i zdawało mi się, że lada chwila stracę przytomność.
W tej chwili uczułem, że jakaś ręka ciężka i bezwładną oparła się na mem ramieniu, odwróciłem oczy i ujrzałem — Kotłowskiego. Twarz jego ogorzała, zazwyczaj tak spokojna, mieniła się bólem straszliwym, kurczyła się i krzywiła dziwacznie, oczy jasne przybrały dziwną jakąś ciemno-złotawą barwę i płonęły, żarzyły się jak węgle, lśniły jak karbunkuły.
W uniesieniu najsroższej boleści, chwyciłem mego nauczyciela za szyję i oparłszy głowę na jego piersi, szlochając, zawołałem:
— Za co oni giną? Kto ich kazał zabić?
On uśmiechnął się strasznie, uśmiechnął się tak, jak lew bezbronny, zamknięty za kratą i rzekł:
— Ci ludzie giną z rozkazu waszego cesarza.
— Za co? za co?! — wołałem, płacząc.
— Ty tego dziecko nie rozumiesz — oni giną za ojczyznę — odrzekł i pogrążył się w głęboką zadumę.
— Co to jest ojczyzna? — szepnąłem, przemagając dławiące mnie kurcze w gardle. — Powiedz! ach powiedz mi, co to jest ojczyzna?
On na te słowa wyprostował się nagle, jedną zdrową ręką postawił mnie na ziemi i patrząc mi w oczy, mówił, lecz mówił niby sam do siebie:
— Po co pytasz dziecko o to? Wy, wy ojczyzny nie macie. Wasza ojczyzna, to car samowładny. Tyś malcze z rasy służalców i sam służalcem będziesz. Ty nie potrzebujesz nawet znać dźwięku tego boskiego słowa.
Zacząłem jeszcze żałośniej płakać i powtarzałem uparcie:
— Powiedz mi: co to ojczyzna?
Przy słowach mej prośby wyraz jego oblicza miękł zwolna, wreszcie w oczach jego zabłysła czułość jakaś, niewidziana