Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobywający się z pod ziemi i unoszący się ponad głową pod sklepieniem świerkowych konarów, wreszcie otaczający mnie zewsząd, wokoło, niby czar jakiś ohydny. Jak długo trwała chwila naszego przerażenia? nie wiem. Przerwał ją Mykoła, który pierwszy szepnął cicho:
— Pan Bóg z nami, panowie! To puhacz skalny tak zakwilił, wiele to ja razy urodę (potwora) słyszałem, a zawsze muszę stanąć i choć przez chwilę pomyśleć, że to jakieś dziecko opuszczone, albo dusza ratunku prosząca tak się do ludzi odzywa.
Utykając co krok, przełażąc przez pruchniejące pnie, pędząc przed sobą legiony całe błędnych, białych i zimnych ogników, szliśmy po łagodnej pochyłości; przymrozek coraz mocniejszy nie ziębił nas wcale, przeciwnie uczuwałem gorąco, ale za to utrudniał nam drogę, bo nawet w lesie marznąć już zaczynało i robiło się w dodatku do wszystkiego ślisko pod nogami.
Wreszcie po godzinie takiego marszu, godzinie, która mi się zdawała być wiekiem całym, stanęliśmy u celu. Sawycz gwizdnął zcicha, przeciągle i na znak ten stanęliśmy w miejscu. Za chwilę zbliżył się stary leśnik do mnie i, nie przemówiwszy ani słowa, wziął mnie za rękę i podprowadził kilkanaście kroków na stanowisko. Obmacawszy wkoło siebie, rozpoznałem, że mam przed sobą pień olbrzymi, wysoki pewno na jakie cztery stopy, obok zaś na wszystkie strony zwalone kłody. W jaki sposób wśród takiej ciemnicy, prowadzony nawet przez Sawycza, dostałem się tam? tego nigdy później nie mogłem sobie wytłumaczyć.

Zaczęło się nieznośne wyczekiwanie na stanowisku. Zimno pomimo kieptara[1], pożyczonego mi przez Sawycza, na dobre dokuczać mi zaczynało; dzwoniłem zębami i zacierałem ręce co chwila.

  1. Kieptar, krótki kożuszek bez rękawów, używany przez hucułów i górali węgierskich, do polowania bardzo praktyczny, grzeje bowiem, a nie tamuje wolności ruchów.