Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, a cóż będzie? — zapytałem ciszej, zbity z tropu i zawstydzony tem, że zdradziłem się z moją nieświadomością.
— Co będzie? — mówił leśnik tryumfująco — zrobimy zasiadkę koło wodopoju. To taka historya: widzi pan dobrodziej u nas jeleni stałych niema. Te, co ich Sawycz wytropił, to musiały tu przejść z wołoskiej strony, z bukowińskich gór, gdzieś pewno od Berhometu wilki ich napłoszyły, to tu się do nas skryły. Rewirowy powiada, że poszedł tropem i wyśledził miejsce w strumieniu pod »satanowym diłem«, gdzie one wodę piją. Tam tylko zasiąść przed wschodem słońca i strzał pewny, ale trzeba trafić, bo drugi raz nabić już niema czasu. A po strzale wyniosą się Bóg wie gdzie, albo wrócą do swoich lasów, albo przejdą za węgierską granicę.
Wiadomość, przyniesiona przez Nowaka, poruszyła mnie ogromnie, natychmiast odwołałem Mykołę od jego sielskich zajęć, opatrzyłem sztuciec, przymierzyłem naboje z kulami i zajęliśmy się całkiem przygotowaniem do nocnej wyprawy
— Jeżeli mamy iść dzisiejszej nocy, to musimy wyruszyć zaraz, za pół godziny najdalej — przestrzegał Nowak. — Do »sataniego diłu« opętanych dziesięć kilometrów. Podnocujemy u Sawycza, a po północy zaraz ruszymy do wodopoju. Ale panie dobrodzieju ani tchnąć nie można, taka bestya ostrożna, że wypowiedzieć trudno; odetchnie człowiek głośniej, już hultaj, ten pierwszy prowodyr usłyszy i fajt zawróci stadko i szukaj potem wiatru w polu.
Najuroczyściej obiecałem Nowakowi, że nie odetchnę nawet głośniej i w dziesięć minut później byłem gotów do wymarszu.
Na samem wychodnem pani Nowakowa wsunęła Mykole jakieś zawiniątko w torbę.
— To kolacya dla panów — rzekła — nie zapomnij oddać im to w chacie u Sawycza.
Ruszyliśmy pospiesznie, tak, że nawet nie miałem czasu pożegnać się z moim sąsiadem.