Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
88
Na pograniczu obcych światów.

sobie ręce, jak druidzi przy mistycznym tańcu na cześć gwiazd. W gęstym ich cieniu kwitło tyle ziół wszelkiego rodzaju, że było widoczne, iż przesadzono je tu z łąk, pól, a nawet z lasu, aby w tej świątyńce nieznanej bogini barwny tworzyły kobierzec i przybytek jej milą napełniały wonią. Pod ruchomym baldachimem z ciemnych bluszczów, pnących się od pnia do pnia, między dwoma najstarszemi drzewami, było urządzone darniowe siedzenie — niby piedestał dla czarownego, przebywającego tu bóstwa.
— To mój park — rzekła Flora z uśmiechem i siadła na darniowej ławeczce, zapraszając mnie, bym uczynił toż samo. Potem otworzyła mały koszyczek, wyjęła kilka garści okruszyn i w bujną rzuciła je trawę. Z krzaków i koron drzew spadła wnet cała chmura świegotliwego ptactwa i zabrała się bez wahania de biesiady, którą Flora tym przyjaciołom swym przygotowała. Patrzała z miłością i zachwytem na pierzaste swe stadko.
Nastąpiła chwila milczenia. Rozmyślałem, jakby zacząć o sprawie swej mówić. Było