Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
87
Na pograniczu obcych światów

w naszym ogrodzie. Udaje tylko, abyś nie myślał, że jest jedną z tych panien, które przejadają wszystko, co w posagu przyniosą.
Śmiał się na całe gardło. Flora starała się wyczarować również jakiś uśmiech, acz przy prostackich tych aluzyach bladła i znowu czerwieniła się ze wstydu. Dziękowałem Bogu, gdy się długi ten obiad nareszcie skończył, a Frydecki, zasiadłszy do siesty na kanapce, nas na ten czas do ogrodu uwolnił. Nie daliśmy się długo prosić, Flora wzięła mnie pod rękę, którą jej podałem, i ulżyło nam obojgu, gdy jabłonie i grusze ogrodu w modrem powietrzu nad głowami nam zaszumiały.
Flora powiodła mnie w najdalszy koniec ogrodu, do rozkosznego zacisza. Był to miękką trawą zarosły wąwóz, utworzony przez zwietrzałe odnogi skalistego stoku. Polne róże, osypane białem i czerwonem kwieciem, pięły się po wilgotnych ścianach skał i uściełały trawę wonnemi płatkami. Stare pokrzywione drzewa, zjałowiałe już przez wiek, stały tu gęsto obok siebie, i zdało się, że podają