Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
86
Na pograniczu obcych światów.

Flora cierpiała widocznie. Już w niezwykłej jego wesołości było coś dla niej urażającego. Ta niezmierna radość, „że się jej pozbędzie“ raniła ją zapewne do głębi duszy, i kilkakrotnie podnosiła na niego trwożne, spuszczone oczy z wyrazem, jakby go błagała o łaskę. Ukłuło mnie to w serce, ale Frydecki był jak gdyby ślepy i głuchy na męki biednego dziewczęcia.
— Nie wierz nigdy kobietom, Łazarzu! — wołał ze śmiechem. — Patrz naprzykład na Florę. Dziwisz się, że nic prawie nie je; myślisz z pewnością, że jest utkana z eteru i że tylko z pszczółkami nieco pyłu kwiatowego spożywa, albo mniemasz może, ponieważ czyta nieustannie żywoty wszelakich, niekiedy nader dziwacznych, świętych, że zapewne wybrała sobie za ideał św. Rozalię Peruwiańską, która, jak legenda jej twierdzi, siedmioma na tydzień karmiła się pomarańczami? Waryacye! To wszystko tylko tak na oko, po obiedzie dopiero zmieni się Flora w żarłoczną wilczycę i zje wszystko, co jej pod rękę wpadnie, nawet z połowę niedojrzałego owocu