Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
77
Na pograniczu obcych światów

upodobaniu do życia gwarnego i wesołego. Byłbym w ślepej słabości błękit zerwał dla niej z firmamentu, bo kochałem ją co dzień bardziej, zwłaszcza gdy mnie po kilku latach córką obdarzyła. Ale pewnego dnia runęła nagle budowa mego szczęścia, tak nagle, jak gdy z jasnego nieba piorun uderzy. Flora miała nieco więcej nad rok, gdy nagle się rozchorowała, tak, że mało było nadziei, aby żyć mogła. Żona moja łamała ręce i kąpała się wprost w gorzkich łzach, które z oczu ciec jej nie przestawały. Jednego rana, gdy po bezsennej nocy, w pokoju moim na kanapce usnęła, a ja siedziałem obok niej, wpatrzony w zapadłe jej policzki, rozwarły się nagle drzwi, i niańka nasza z szalonym krzykiem wpadła do pokoju: „Na Boga, pani!“ — krzyczała w niebogłosy — „aniołek nasz skonał, skonał!“ Na fatalny ten krzyk, zerwała się żona ze snu i rzuciła jak szalona na nieruchome ciało córeczki, rwała sobie włosy z głowy, biła się pięścią w piersi i w rozpaczy straszliwej tarzała się po podłodze. „Bóg mię karze za czarną zdradę moją, za ciężki mój