Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
53
Na pograniczu obcych światów

i których delikatne, liściaste gałązki co chwila twarze nasze niby pocałunkami muskały. Flora mówiła coś, ale nie wiem, co to było, bo słuchałem tylko muzyki tego niezwykle pięknego głosu. Wpadłem w dziwną jakąś zadumę.
Prawdopodobnie Flora wypytywała mnie o różne rzeczy, bo spostrzegałem niekiedy, że jak gdyby czekała odpowiedzi, a gdy ta kilka razy nie przyszła, zamilkła i zamyśliła się też. Dziwiło ją zapewne moje milczenie, ale nie okazywała żadnego zmieszania. Gdyśmy zboczyli w szeroką aleję, do bramy parku wiodącą, przemówiła znowu.
— Pójdziemy do nas?
— Zdawało mi się, że jest nieco zawcześnie — odpowiedziałem — ale jeżeli myślisz...
— Ojciec wstaje równie wcześnie jak ja, przed wschodem słońca. Lubimy oboje ranne przechadzki, jest tylko jedna obawa, czy już wrócił do domu. Ale przedewszystkiem, czy jadłeś już śniadanie?
— Nie, Floro, cieszyłem się przez całą dro-