Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
41
Na pograniczu obcych światów

pokrewieństwa w nizkich trawach łąk iw szumnych lasu drzewach. Jakież miłe były te spotkania!
Jak słodki rozbrzask jutrzenny, występowało we mnie wówczas po raz pierwszy z mroku niewyraźnych myśli wzruszające poczucie, że człowiek, ta pycha ziemskiego stworzenia, w skrytym jest związku ze skromną istotą cichej roślinności, że korzeń istnienia ludzkiego tai się w głębiach życia roślinnego, i że miły, błogim snom podobny żywot tych dzieci światłości, jest źródłem zagadkowego naszego jestestwa. Nigdy nie czułem wyraźniej tego pokrewieństwa między człowiekiem i kwiatem, jak kiedym legiwał śród wysokich wrzosów, pijany wonią ziemi, słonecznemi przegrzanej promieniami, gdy ucho napełniały mi łagodne, ciche szepty wiatrzanych podmuchów, a oko zanurzało się w zawrotnych głębiach błękitu nademną, tak, że myśli moje traciły wyraźne zarysy i stawały się znowu tem, z czego powstały, uczuciami, — i gdy serce namiętną w piersi wzbierało tęsknotą ku czemuś nieznanemu, nieskończonemu. To ma-