Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
33
Na pograniczu obcych światów

wagami, co te mu dyktują. Najgorsi zresztą są półuczeni. Taki sobie człowieczek, który całe życie oblicza — dajmy na to — nóżki u wszelakich owadów, wzrusza ramionami nad Spinozą! Każda praca ma niewątpliwie swoją wartość i zasługę, ale śmieszne jest, gdy najmita dzienny, pomagający ładować marmur na wozy, z litością spogląda na Praksytelesa. Nie chcę cię nawracać — jak się mówi — „na swoją wiarę,“ przekonasz się sam o istnieniu duchów, a więc i ducha; mam co do tego głuche jakieś, ale nieomylne przeczucia. Był czas, kiedym myślał wtajemniczyć cię w swe poglądy, badania i dążenia, ale poznałem, że całą duszą lgniesz do świata doczesnego. Nie naganiam ci tego; magiem się człowiek nie staje, musi się nim urodzić. Nie zabrnij tylko w błoto świata tego, a nie powiem, żeś zbłądził obrawszy jego drogę; myślę nawet, żeś wybrał dobrą cząstkę, która ci odjęta nie będzie, bo droga, którą sam poszedłem, ciernista jest, i niemasz na niej szczęścia osobistego. Żegnając się z tobą, dam ci radę szczerą i, jak myślę, dobrą: ożeń się! Praw-