Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
21
Na pograniczu obcych światów

ku mauzoleum, kędy, od stu lat mniej więcej, spoczywali zmarli rodziny mej członkowie. W kole tych wiernych wyszeptałem przed ołtarzem dawno wyszłą mi z użycia i prawie zapomnianą już modlitwę... Potem dopiero wszedłem do domu, którego jedynym teraz byłem właścicielem.
Dziwiłem się sam, że tak mało tęskniłem za Paryżem. Trawiłem czas w szczególnym jakimś nastroju; poznawałem, że w smutku po drogiej osobie, jeżeli nie jest on gorzki i rozpaczny, kryje się pewien wdzięk poetycki, i że wspomnienia o zmarłych i o czasach dawno minionych, nadają miejscowości i rzeczom jakąś przytulność serdeczną, która żywo i wzruszająco do nas przemawia. Robiło mi szczególną przyjemność błądzić po domu i pustych komnatach, gdzie echo własnych mych kroków brzmiało jak powitanie dawno zmilkłych głosów. Oglądałem z nową ciekawością stare, dobrze mi znane sprzęty, stawałem długo przed zakurzonymi obrazami, zaglądałem w zmatowane zwierciadła, czyli nie utkwiło ta m gdzie przychylne oblicze matki, albo