Przejdź do zawartości

Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
19
Na pograniczu obcych światów

ścią, przepojony życiem, szeptał wietrzyk łagodnie, jako wody ciekące. Był to prawdziwy „dech ziemi,“ taki, jaki zapewne stoikom w myślach się jawił, gdy czcigodnej Cererze, tej wielkiej, świętej, tajni pełnej matce, jego imię dawali, — Cererze, która nas piersią swą karmi, darami swymi żywi, a w końcu w głębiach łona swego ukrywa, gdy nadejdzie czas, dla którego dojrzewamy.
O pola wiosenne, jakiż wdzięk macie nieodparty! Jakże serdecznie witałem przyjacielskie wasze oblicze, z jakimż zachwytem spoglądałem, niby na zmarszczki drogich prarodziców, na niewytlómaczone zagłębienia owe na waszej powierzchni, które są podobno śladami z nieba spadłych, ku ziemi strąconych aniołów, albo — według innego, pogodniejszego podania — śladami starych bogów, wieszczącemi światu błogosławieństwo i urodzaj.
Stare jabłonie przydrożne przyjaznemi witały mnie skinieniami i wznosiły brunatne, pokrzywione gałęzie, niby ręce ku niebu, jako w starożytności rzymscy kapłani, modlący się, aby kiełki wyszłe z łona ziemi owoc przynio-