Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
18
Na pograniczu obcych światów.

uroczystego i mile przytulnego. Z radością witałem uśmiechniętą twarz matki ziemi, którą nam wielkie miasta tak zazdrośnie brukiem ulic i ścianami budynków, niby kamiennym zasłaniają całunem. Matka ziemia! Jakież prawdziwe to wyrażenie! Choćbyśmy; w dzikich snach i rozszalałych pragnieniach do nieba samego szturmowali i obce światy z modrych wyżyn, niby błyszczące zabawki, nierozsądnemi ludzkiemi chcieli zerwać rękoma, przychodzi jednak zawsze czas, gdy nas serce ku wiernym piersiom matki ziemi znowu ciągnąć zaczyna, gdy uśmiech jej znowu nam w duszy gorącą ku niej miłość roznieca.
Wiosna tu na północy była jeszcze bardzo wczesna. Ciemno-brunatne, wielkie, wilgotne bruzdy pól mroczniały jeszcze wyraziście między delikatnemi, żółto-zielonemi źdźbłami, chwiejącemi się cicho a nieustannie pod ciepłymi podmuchami wiatru, który, niby miłośnie całująca dziecię rodzicielka, z młodą swawolił przyrodą. Przesycony tą szczególną wiosenną wonią ziemi, przegrzany światło-