Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
261
Na pograniczu obcych światów

ciła w głaz moje nogi, nie mogę iść za tobą! Idź sama, idź i ratuj dziecię!
Flora zerwała się z kolan, na które była padła przy ostatnich słowach, ramiona jej owinęły mą szyję, włosy jej wiały z wiatrem i smagały mnie po twarzy. Flora zapatrzyła się w płomienie, czułem, jak drżała, i ona także widziała cień Chiomary. Ale strach jej minął prędko.
— Nie boję się ciebie, widmo piekielne! — zawołała, i puściwszy mnie jedną ręką, wzięła nią dziecię z podłogi, gdzie je była na chwilę położyła. — W bój pójdę z tobą i nie boję się wyniku, bo miłość silniejsza jest od twego czaru. Ona w półbogów zmienia twory słabe, i ja zwyciężę!
Z uniesieniem przycisnąłem ją do piersi, niezmierna miłość dla niej rozfalowała mi się w sercu — i cień Chiomary bladł.
— Nie pójdę od ciebie, Łazarzu mój! — wołała Flora. — Jeżeli zginiesz, zginę i ja, a dziecię nasze pójdzie z nami. Była chwila gdy obojętność twoja względem dziecka ciemną między ciebie i serce moje rzuciła chmurę,