Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
260
Na pograniczu obcych światów.

bie! — zawołała, i z oczu jej prąd jasnych polał się łez. — Chciałam stłumić tę miłość, gdy duma moja buntowała się wskutek twojej obojętności, nie chciałam, abyś wiedział, jak bardzo cię kocham — bałam się twego szyderstwa! Gdyś mi wrówczas pychę i chłód wyrzucał, czułam, że serce mi pęka, chciałam do nóg ci się rzucić, jak teraz, i wyznać ci wszystko! Ale cyniczny twój śmiech był piekłem wyganiającem mnie z raju. Nie mogłam mówić, milczałam — i przez to dopuściłam się zbrodni! Jestem winna — prawdę rzekłeś, jestem winna i Bóg mnie karze! Znosić jest jedyną cnotą kobiety, kochać — jedyną powinnością! Prawa miłość nie pyta o nagrodę, o uznanie! Kobieta nie ma innej cnoty, innego dostojeństwa, innej świętości nad miłość! O Łazarzu, zmiłuj się nademną, daj mi naprawić co złego uczyniłam, pójdź, ratuj się!..
— Floro, Floro! — zawołałem. — Kocham cię bardziej, niż duszę własną. Biada mi! Już zapóźno! Nie mogę już odwrócić oczu od owego widma, czarnoksięzka moc jego obró-