Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
259
Na pograniczu obcych światów

— Już w dziecinnych latach, gdyś ty bawił gdzieś w dali, było imię twoje słodką dla uszu mych pieszczotą, kochałam cię, zanim wiedziałam, co je st miłość! Już wówczas posłyszałam raz, jak ojcowie nasi o przyszłym związku naszym mówili, i stałeś mi się odtąd złotą baśnią, istotą anielską, która miała mnie zbawić i wywieść z domu ojcowskiego, gdzie brak miłości z taką znosiłam boleścią. Ale tyś nie przychodził. Smuciłam się — i wówczas to zaczęłam myśleć o klasztorze. Gdy przyszedłeś nareszcie, pokochałam cię całą duszą, i jeżeli kłamałam kiedy, to wówczas tylko, gdym się miłości swej zapierała w ogrodzie, wówczas, pamiętasz, gdyś o rękę mą prosił. Płakałam, widząc, że w miłość nie wierzysz, rozpaczałam, ale przytem szalałam z radości, że moim jednak będziesz.
— A ta twoja tajemnica, z którą przedemną się ukrywałaś, z którą mimowoli nawpół się zdradziłaś, to nie była zatem miłość dla innego? — spytałem, odurzony jej wyznaniem, i jak gdyby budząc się ze snu.
— Tą tajemnicą była miłość moja ku to-