Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
258
Na pograniczu obcych światów.

jestem? — wołałem, i uwolniłem się z jej objęcia. Odepchnąłem ją od siebie i zapłonąłem uniesieniem namiętnem, przypomniawszy sobie całe swe nieszczęście w tem okamgnieniu. — Tyś sama wpędziła mnie w zagubę, ty sama dałaś mnie w ręce mocom nieznanym, twoje wzgardliwe usta są powodem mego samobójstwa, krew moja padnie na ciebie, twoje serce niezdolne kochać zawiniło wszystko...
— Łazarzu! — zawołała namiętnie. — Co mówisz? Czyż podobna, abyś takiem na mnie patrzał okiem? Oh, Łazarzu, ja cię kocham! Tu, w chwili, gdy śmierć w każdem okamgnieniu porwać mię może, przysięgam ci na życie swego dziecięcia, że cię kocham, żem cię kochała od pierwszego spojrzenia, że serce moje należało zawsze tylko do ciebie, do ciebie, do ciebie jedynego!
Zachwiałem się, byłbym krzyknął z radości, ale nie mogłem uwierzyć.
— Kłamiesz, kłamiesz! — szeptałem, ale ona nie zwracała na to uwagi, i mowa jej stawała się coraz gorętszą, coraz namiętniejszą z każdem słowem, jakie wymawiała.