Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
262
Na pograniczu obcych światów.

chwila, gdy macierzyńskie me uczucie przeciw tobie się zbuntowało, lecz chwila ta minęła! Nietylko siebie, ale i syna twego przynoszę ci w ofierze... Nie jesteś w mocy żadnego demona, nie wierzę w żadną moc, prócz mocy Bożej! Bóg jest miłościwy, on nas nie rozłączy, a ja nie chcę raju innego, jak połączenie z tobą! Obejmij mnie, małżonku, o, pocałuj mnie, oto ślubna noc nasza — wieczne połączenie — oto śmierć już się zbliża!
Głowa jej bezwładnie opadła mi na piersi, siły zaczęły opuszczać Florę; ale moje za to powróciły w dwójnasób. Pewnie chwyciłem ją w pół i pośpieszyłem ku schodom, przyciskając ją do siebie; ona znowu resztą sił dziecko trzymała. Widziałem jeszcze słaby cień Chiomary w płomieniach, ale nie zwracałem już nań uwagi — moc jego znikła na zawsze. Dobiegłszy do schodów, obejrzałem się raz jeszcze: cień jej rozbłysł po raz ostatni, spiętrzył się wysoko jak góra, wzbił się się do samych niebios, czerwone i modre błyski zaświeciły w tem ciele olbrzymiem, strzeliło wzwyż jak płomień przed zgaśnięciem