Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
254
Na pograniczu obcych światów.

wołałem z uniesieniem i odrzuciłem trzymany w ręku flakon prosto w ogień.
Odskoczyłem, gromowym ogłuszony wybuchem. Jak fale rozszalałej rzeki, rozlał się w okamgnieniu ogień z kominka, i wnet lizały, blado-modre języki niezliczonych płomieni stare księgi, spróchniałe sprzęty biblioteczne i nawet surdut mój, który szybko zerwałem z siebie i odrzuciłem. Całe powietrze zamieniło się jakby w ogień. Biblioteka gorzała jednym płomieniem. Z przytomnością umysłu, której sam sobie objaśnić nie mogę, zerwałem z siebie płonącą odzież i w okamgnieniu znalazłem się na korytarzu. Myśl, aby ostrzedz Florę przed pożarem, aby ratować ją i dziecko, gnała mnie ku schodom, wiodącym na dół, ale wyziewy zniszczonego płynu tak mnie odurzyły, żem do schodów nie trafił; minąłem je w pośpiechu i padłem nawpół zaduszony trującym dymem, w przeciwległym końcu korytarza.
Omdlenie, które pozbawiło mnie świadomości było krótkie, ale przyszedłszy do siebie, spostrzegłem jednak, że przez ten krótki czas