Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
238
Na pograniczu obcych światów.

We dnie, w nocy, wciąż pragnąłem ciebie. Sinat był mi druhem, pobratymem. Przysięgał mi to po tysiąc razy, że — mnie gwoli — morze, ogień zmoże, że i samą gotów ponieść śmierć! Widząc moją tęsknotę za tobą, ze śmiechem mi przyobiecał Sinat, że cię wyrwie, choćby z bogów mocy, że twe słodkie ciało na mem sercu złoży, że na twych piersiach tęskność swą ukoję! Ślub swój spełnił. Kłamał ci swą miłość, z bogów mocy wyrwał cię, jak przyrzekł, i do kryjówki przywiódł śród lasów, gdzie z podwójną czekałem cię tęsknotą. Bój o ciebie prostem był udaniem. Złotą harfę wziął w nagrodę za cię, lśniącobiałych pognał stado wołów.
Stoi Chiomara, jako burza mroczna, piersi jej wzdymają się, jak morze.
— A gdzie Sinat? — woła głosem gromu, paznogciami pierś łabędzią szarpiąc.
— Daj już memu ciału spocząć! — jęczy zewłok Maelguna na stosie.
— Gdzie jest zdrajca Sinat? — ryczy Chiomara, jak gdyby jałowica przed bogów ołtarzem ostrze stali w białem czuje ciele.