Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
227
Na pograniczu obcych światów

jej więźnie, serce kona z lęku. Maelgun strzałą śród zarośli mknie, jako jastrząb z chmur na kuropatwę rzuca się, chcąc dziewę porwać drżącą. Jako gdy wicher od zachodu wieje, a wichr drugi nadleci od wschodu, i na równi nieprzejrzanej nadaremnie pasują się z sobą, drzew moc miażdżąc, mącąc modrość niebios mroczną piasku i kurzawy chmurą, tak Maelgun z pieśniarzem Sinatem o zlęknioną pasują się dziewę. Woła bogów na pomoc jej płacz, lasy wokół jękiem jej wtórują...
W rozdeptaną trawę pada pieśniarz Sinat, ręce jego wiąże rzemień tęgi, harfa srebrna roztrzaskana w pół, roztargany wian z brzozowych liści. Jęk Chiomary las napełnia cały, przerażone ptactwo trzepocze się w gąszczach.
Potężnem ramieniem chwyta Maelgun dziewę, na bystrego rumaka przed siebie ją sadza, błyskawicą, wichrem przez las gna, przez równinę, jak meteor cudny lecz złowróżbny, pierzcha niewstrzymanie. Jak rój bladych gwiazd za nim wojownicy śpieszą. Daleka droga Maelguna. Noc chyli czarne skrzydła nad