Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
226
Na pograniczu obcych światów.

ryje sobie drogę przez fale oporne. Na pewnym brzegu staje teraz jego noga — i kroki zbiegów osłania niebawem lasów cień...
Cóż to za jasne dźwięki w porannem rozdzwoniły się powietrzu? Jakież to błyski stali migocą w lesie pod świty zórz porannych? Mocny witeź Maelgun siedzi na omszonym głazie pod buku potężnego cieniem. Przyjaciele jego kołem stoją, a jego woje taniec mieczów tańczą. Nogi ich zawrotnym zwijają się wirem, miecze, jak płomienie połyskują w słońcu, spiżowe łańcuchy, naszyjniki złote, jako lśniące węże w skocznym świecą locie. Maelgun głową dumnie kiwa. Włosy jego wieją, jak chwosty gwiazd grzywiastych, jak letni obłok, pierś jego bieleje. Wspiera silne ramię o tarcz lazurową, srebrem świeci mu pochwa ogromnego miecza. Maelgun jest pawężą dla swojego ludu, dla wrogów swoich zgubą niezawodną...
Czemu błyskawicą zerwał się Maelgun z omszonego głazu? Gdzie u tkwił orle oczy? Spostrzegł gołębicę białą, Chiomarę. Trwożnie chwyta się Chiomara ręki pieśniarza, krok