Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
221
Na pograniczu obcych światów

świętnej fali odstępują drzewa daleko od koryta, które ku dalekiej równinie pluskający ponik w trawie sobie wyżłobił. Wzdłuż krę tego biegu jego leci wzrok mój w dal. Oto śród gałęzi błysł mi nagle wóz. Po bujnej trawie chwiejnie się wlecze. Dwa śnieżnobiałe tury są jego sprzężajem. W szacie fałdzistej stoi starzec na wozie, kierując krokiem turów. Broda, jak mleko, spływu, mu do pasa, głowę latorośl wieńczy mu dębowa. Ku niemu wznosi twarz dziewa gwiezdnej krasy. Nad głowią jej, niby połyskliwy kłąb śniegu, stado młodych ulata ptasząt, a łagodny szczebiot ich pieśni serce w piersiach rozgrzewa...
Hej! oto stanął wóz pośród kwietnej trawy, i modre kwiecia dzwonki chylą się przed krokami cudnej dziewy, która zeskoczywszy z wozu, do mojej zbliża się kryjówki. Potężny pień przed jej błękitnemi zasłania mnie oczyma. Stoi dziewa cicho i, jak słońce, w gładkiej przegląda się toni. Złote włosy liśćmi sobie przeplata dębowymi, złotym je z gałęzi zdejmując sierpem, którym córy druidów świę-