Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
220
Na pograniczu obcych światów.

jak skrzek ptaków drapieżnych, w nocnej świszczy pomroce. W piersi twardej skały dziesięć grot wyrytych zieje, tam nikną drużki cudnej Chiomary. Sinat wznosi ręce w górę — i fala dźwięków z ust mu płynie.
— O dziewo, Korydwenie poświęcona — woła, wijąc się u nóg kapłanki — popatrz na mnie litośnie! Na owe gwiazdy niebieskie, które teraz czerń chmur zakryła, na lazur niebokręgu, który po skończonej burzy znowu z uśmiechem w gładkiej toni morskiej przeglądać się będzie, na święte blaski słoneczne, na bogów jasnych, na biesów mieszkających w pomroce ziejącej otchłani, nakłoń ucha mej prośbie. Wysłuchaj mnie — miażdżącej, męki mej straszliwe poznaj brzemię... Był ranek rosisty, woniami dyszący, w dobie kwietnej wiosny. Z różanych chmurek wschodziło słońce. Odpoczywałem nad brzegiem świętego druidom źródełka. Jasne jego wody toczą się pluszcząc z siwych głazu złomów na miękkie mchy leśne. Dziesięć świętych dębów otacza je i sklepi szmerną strzechę nad płynącem chłodnej wody srebrem. Przez cześć dla po-