Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
188
Na pograniczu obcych światów.

aby drzwi, na których oczy me utkwiły, otworzyły się nagle, i aby zjawiła się tam posępna, groźna postać śmierci, do wiecznego wzywając mnie rozstania, albo aby stanął w nich jaki anioł jasny i słowem pełnem boskości powrócił nam spokój i szczęście — bo przecież cud już tylko mógł dzisiaj to sprawić! Drzwi otworzyły się istotnie, i Klara weszła do pokoju. Z najniewinniejszym w świecie uśmiechem oznajmiła mi rzecz nader ważną, że herbata dla mnie już gotowa. Było coś nieskończenie śmiesznego w krzyczącej niezgodzie tych słów i wizyą mej duszy, i wybuchnąłem śmiechem, który wkrótce stał się takim kurczowym, głośnym i dzikim, że obie kobiety z przestrachem na mnie spojrzały. Dziecko zaczęło płakać.
— Co ci jest? — spytała Flora. — Ach, dajże pokój dziecięciu, puść jego rączkę, sprawiasz mu ból.
Ściskałem tę rączkę kurczowym odruchem i nie mogłem zaraz jej puścić.
— Puść tę rączkę! — wołała Flora z pła-