Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
187
Na pograniczu obcych światów

Nienawiść ku mej własnej osobie mogę wybaczyć, obojętności ku drogiej tej główce nigdy... przed obojętnością tą muszę dziecię swoje osłaniać...
— Nie znasz innych obowiązków jak względem tego dziecka! — zawołałem w najwyższem rozjątrzeniu zazdrości.
— Nie znam świętszych! — przerwała mi z uniesieniem. — Odkąd gwiazda ta wzeszła na widnokręgu mego życia, stałam się jej kapłanką. Stworzeniu temu, które sam Bóg rękom moim powierzył, oddałam całe swe serce, wszystkie myśli, wszystkie pragnienia, cały swój czas, całe swe życie!
Klękła przy kolebce i całowała dziecię w wielkie oczy, uparcie na niej tkwiące. Matka i dziecko tak zatopiły się w sobie, że żadne z nich nie zwróciło uwagi, gdym do nich się zbliżył. Ująłem rączkę dziecięcia — nie zwróciło się do mnie, a jednak ręka moja trzęsła się jak w febrze i pałała jak ogień. Czułem, że jestem zbytecznym, że nadzieje szczęśliwszej przyszłości były złudne, i z rozpaczą oglądałem się po pokoju. Pragnąłem,