Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
158
Na pograniczu obcych światów.

szpilki wyśliznęły się, i połyskliwe włosy spływały jej teraz na ramiona, a pojedyncze kędziory owijały się ja k węże dokoła białej szyi. Ogień dogorywający na kominie rzucał krwawe odblaski na delikatną jej płeć i skrzysto igrał w zadumanych oczach.
— Ojciec twój — zaczęła cicho — przychodził często do nas i, póki byłam dzieckiem, brał mnie zawsze na kolana. Ręka jego, jakby bezwiednie, gładziła me włosy, a od czasu do czasu całował mnie tkliwie w czoło lub oczy Ja tuliłam się z uniesieniem do jego serca i mawiałam sobie często w swojem sieroctwie: to istota kochająca, to człowiek serca dobrego! Ilekroć odchodził, wzdychałam smutnie. Gdy wszakże dorosłam, gdy zaczęłam się przyglądać światu i ludziom, spostrzegłam, że ta dobrotliwość jego względem mnie jest dziwnym wyjątkiem, że poza tem zabrnął w tajemnicze jakieś poglądy i że na świat pozostały obojętnem, nieczułem patrzył okiem, podobnie jak mój ojciec, który również ustawicznie w jakichś nieznanych zatapiał się wiedzach. Trwoga mnie zdejmowała w to-