Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
157
Na pograniczu obcych światów

tchnęła głęboko Flora, i wielka powaga i zamyślenie wybiły się na jej twarzy. — Przypuszczam tylko, że oddajesz się tejże wiedzy, którą niegdyś obaj nasi piastowali ojcowie, a która, o ile sądzę z wpływu, jaki na adeptów i zwolenników swoich wywiera, jest czemś tajemniczem i, powiedziałabym nawet, bezbożnem. Jest to coś niegodzącego się ze światem i Bogiem.
— Dajmy pokój katechizmowi — odparłem szyderczo — mówmy tylko o tej niezgodzie ze światem. Nie rozumiem dobrze twych wywodów, a podrażniłaś istotnie mą ciekawość. Jakaż tedy jest logika powabnej twej główki?..
— Dlaczego łączysz zawsze z wyrazem „Bóg“ gryzące swe sarkazmy? — zapytała cicho i smutnie, nie zwracając uwagi na pełne galanteryi słów mych zakończenie.
Przesunęła ręką po czole, jak gdyby chcąc odegnać myśl jakąś, niby muchę natrętną. Potem oparła łokcie na kolanach, a brodę na dłoni, i jęła patrzeć z nizkiego taburetu w górę, prosto w me oczy. Turban opadł jej w tył,