Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
159
Na pograniczu obcych światów

warzystwie tych dwóch ludzi, na których ustawicznie, nawet w najjaśniejsze południe, cień mroźnej jakiejś leżał nocy. Ale niepokój mój wzrósł, gdym później zauważyła, że oko ojca twego zachmurzało się, ilekroć imię wymawiał twoje, i przejęta lękiem jęła szeptać mi dusza: on nie kocha syna, podobnie jak ojciec mój nie kocha mnie! I uciekałam do swej izdebki, składałam ręce i modliłam się, aby Bóg chronił ich obu od wiedzy bluźnierczej, której przypisywałam potworne te wyniki. Czyliż myliłam się w przypuszczeniach, powiedz? Cóż innego mogło powodować taką obojętność względem nas obojga w tych, którzy właśnie najbardziej kochać nas byli winni?
Głos jej stawał się coraz miększym, ciemne oczy zamgliły się łzami, a głowa ciężko opadła na piersi. Czemużem nie posłuchał serca swego? Czemu nie porwałem jej z uniesiesieniem w objęcia, czemu nie rzekłem jej, że miłość zobopólna wynagrodzić nam musi ten chłód, tę obcość obu naszych ojców? Nie zrobiłem tak, bo jest w nas coś, co nam słowa