Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
134
Na pograniczu obcych światów.

gendzie kryje się coś niesłychanie pocieszającego pięknego i istotnie wielkiego. Bóg, ten mocarz, ten pan wszechwładny, przed którym światy drżą ze czci i bojaźni, wdaje się w rozmowę z małą, prostą duszyczką złotowłosego dziewczątka. Ten, przed którym niczem jest wielkość każda, którego potęgi, władzy i siły żadna myśl pojąć nie zdoła, staje się małym, przystępnym, prawie dziecinnym gwoli drobnej dziecinie. Jakież ogromne w tem znaczenie! Jakaż to wspaniała apoteoza dziecięctwa, a zarazem jakie rozkoszne zobrazowanie wielkie] myśli, że Bóg jest naszym ojcem! Zaiste, cała pycha twoja jakichś niebotycznych potrzebowałaby przesądów, aby rozumnie obronić się tej legendzie. Zresztą nie wątpię ze lepiejbys odczuł i pojął, gdybyś ją był znalazł w postaci mytu indyjskiego, gdyby chodziło o jakieś bóstwo z wed i o dziecię bramańskie. Może wtedy sambyś do niej komentarz napisał uczony.
Byłem niezmiernie urażony — bo czułem, ze miała słuszność.
— Skończ już, proszę cię, ze swemi legen-