Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
129
Na pograniczu obcych światów

nież próg mojego przestąpiła domostwa. J ona śmiała uśmiechać się bezkarnie, nie przeczuwając nawet konania mej duszy, ona śmiała zimnem okiem na mękę moją patrzeć!
Rozjątrzony tą myślą, zacząłem równą odpłacać jej monetą. Jeśli ona była zimna, obca, ja stałem się mrożącym, bezwzględnym, przykrym. Udawałem cynizm najbrutalniejszy, ponieważ spostrzegłem, że w ten sposób najgłębiej zranić ją mogę; wyśmiewałem wszystkie ideały, choć studya w bibliotece ojcowskiej dawno mnie były rzuciły w prąd, minionym mym poglądom materyalistycznym wprost przeciwny. Zresztą dobrowolnie nie poddawałem się nowemu kierunkowi; poglądy moje zmieniały się jakoś wbrew mojej woli, i czułem ulgę, walcząc tak jednocześnie z dwoma nieprzyjaciółmi; z Florą i z fantastycznemi ponętam i biblioteki ojcowskiej.
Znosiła spokojnie obrażające me postępowanie i tem podniecała mnie jeszcze bardziej. Były chwile, że oddałbym życie, aby tylko ujrzeć błysk niechęci lub gniewu na lodowatej tej twarzy. Nie dziw, że przy podobnem na-