Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
125
Na pograniczu obcych światów

dzieją i obawą zarazem. Snadź sama otworzy mi objęcia, gdy jej powiem, jak ją miłuję? Przy myśli tej, nowy niepokój krew mi wzburzył: pragnąłem, ach, tak bardzo pragnąłem przycisnąć ją do piersi, ucałować czyste jej czoło i rzec jej, co mnie gnębi, wyspowiadać jej się ze swego szaleństwa — ale przykra trwoga wstrzymała mnie: a jeżeli zimna ta kobieta wogóle niedostępna jest uczuciu miłości? A jeżeli zwycięzki tylko, nawpół litosny uśmiech przez twarz jej przeleci? a jeżeli całe postępowanie jej jest tylko dobrze obmyślaną i odegraną rolą, wyrafinowaną kokieteryą, mającą za jedyny cel — ujrzeć mnie pokonanego, ujarzmionego u swych nóg? Nie, raczej śmierć i męki wszystkie, niźli takie upokorzenie. Niech więc milczy, niech mnie unika, niech się zamyka w swej pysze, toć i ja potrafię milczeć, a skoro mrożącym chłodem swym od domowego odgania mnie ogniska, znam w starym domu naszym zacisze, gdzie z łatwością o goryczącym zapomnę stosunku, bo lasem rosną tam kwiaty krasy olśniewającej, kwiaty nieznanych, tajemniczych