Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
124
Na pograniczu obcych światów.

jej śmiech, ani razu nie zbudził wesołości w echu, które jeno, jak przez sen, nawpół tłumione westchnienia nasze powtarzało. Flora była cicha i dobra, ale dobra bez uśmiechu, bez ciepła. Flora była posłuszna, ale nie kochająca.
Straciwszy w ten sposób nadzieję prawdziwego życia rodzinnego, zacząłem zastanawiać się nad swą teoryą małżeństwa, według której miało ono być umową zawartą z zimnego rozumu, i — jak każda teorya w świetle rzeczywistości — runęła i ta wkrótce w gruz bez wartości, tylko że, niestety, szczątki jej, waląc się, serce mi do krwi zraniły.
Stałem się niesprawiedliwym, jęło się wzmagać we mnie jakieś przeciw Florze wzburzenie, które przy stałem tłumieniu tajonej mej dla niej miłości, przeszło w nierozumną złość, prawie nienawiści się równającą. Zląkłem się w prost tego uczucia, tego słowa. Chciałem nienaturalnemu stosunkowi niezwłocznie koniec położyć. Czyliż nie roztaje lodowa skorupa jej serca, gdy jej odkryję prawdziwy stan mych uczuć? — pytałem sam siebie z na-